Grzegorz Niziołek (1992):

"Obrazy Grzegorza Steca przypominają chwilami zatarte klisze dzieł dawnych mistrzów. Nie ma tu nic z wyrachowanej stylizacji. To raczej pokorne posłuszeństwo własnemu przeżyciu, pamięci i wyobraźni, które w chwili skupionej obecności przed płótnem podsuwa pewne obrazy. W tym posłuszeństwie kryje się także odcień idealizmu, przekonanie, że temat, forma i przeżycie tworzą nierozerwalną całość, że kompozycja jest raczej sprawą objawienia, niż uświadomionych do końca decyzji.

 

Obrazy Grzegorza Steca ukrywają intymne przeżycie czasu, dramatyzują chwile wewnętrznego skupienia, ujawniają różne odcienie trwania. natomiast to, co nazywamy tematem obrazu, prawie nigdy nie odsłania się do końca, pulsuje pod powierzchnią malarskiej materii. Nieraz niemal całkiem znika, roztapiając się w czystych układach linii i plam.

Innym razem dramatycznie rozrywa abstrakcyjną tkaninę obrazu. Pomiędzy tymi skrajnościami jest cała gama stanów pośrednich. Stąd wrażenie pulsowania. Długie sekundy trwania rozgałęziają się w pajęczyny linii, albo spływają bezwładnie drobniutkimi smużkami farby. Powierzchnie obrazów sprawiają wrażenie drobiazgowo zagospodarowanych, jakby powstawały pod czujnym, nie słabnącym ani na moment, spojrzeniem. Gdy zbliżamy się do obrazu, odnajdujemy na nim ślady minionych mikrodramatów, które rozegrały się pomiędzy materią a okiem i ręką malarza: uśmiercone, przedwcześnie zastygłe barwne strużki, którym nie pozwolono spłynąć do końca.
Te dramatyczne spięcia odbywają się na pierwszym planie. Gdzieniegdzie gęsto spleciona tkanina farby zostaje rozerwana. Tam, w dali, pojawiają się wówczas świetliste przestrzenie - milczący świadkowie toczących się dramatów. Czasami można odnieść wrażenie, że światło - jak w witrażach - prześwituje przez zagruntowane płótno. Zawsze jest to światło żywe, nigdy nie równomiernie i idealnie rozproszone. Jego stężony strumień potrafi z niesłychaną siłą wytrysnąć jak gorący gejzer.  
Tak żywa, gęsta, pulsująca materia poszukuje swojego tematu, który dojrzewa jak owoc, wyłania się z głębi malarskiego tworzywa i z ciemnych stref wyobraźni. Pajęczyna malarskich form układa się w groteskowy tłum dziwnych, okaleczonych postaci, falujących w bezładnym rozbiciu i stłoczeniu. Czerwona, nieregularna i podłużna plama, nad którą pochyla się jakaś płacząca postać, plama, na której widać zakrzepłe strużki farby, spływające z bezwładnością martwego ciała ku dolnej ramie obrazu, pobudza już nie tylko fantazję, dotyka naszych najgłębszych wyobrażeń o cierpieniu.

 

Katalog wystawy w Galerii Jatki, Nowy Targ, 1992

Odwiedza nas 3 gości

© 2019 Grzegorz Stec