Gabriela Matuszek (2010)

"Grzegorz Stec jest artystą o wielkiej wrażliwości i wyobraźni, tworzącym barwne  makrosyntezy, a zarazem wyczulonym na szczegóły. To sztuka mocna i subtelna, pierwotna i zanurzona w kulturze, dzika i finezyjna. Sztuka emocji i intelektu, a także – co ważne – duchowości, bo bez przesady malarstwo Steca można nazwać wizyjnym. To malarstwo Poety, który potrafi własnymi wizje olśnić odbiorcę, wstrząsnąć nim, a zarazem zaskakiwać subtelnymi metaforami. W obrazach tych uderza intensywność postrzegania świata, precyzja malarskiego detalu, niezmierna delikatność formy połączona z siłą ekspresji.

Jego obrazy budowane są z napięcia między spontanicznością wizji i porządkującym intelektem, pulsacją emocji i delikatnością formy, egzystencjalną rozpaczą i radością tworzenia.

Temat jest u Steca zaledwie zasugerowany, nigdy nie odsłania się do końca. Częstym bohaterem jest tłum - okaleczona, skłębiona, zdeformowana masa, biorąca udział w dziwnych pochodach, przemarszach, wojnach, feerycznych tańcach, szaleństwach. Istota ludzka zredukowana została do formy nic-nie-znaczącego owada, pokazana jako cząstka wielkiej ludzkiej magmy: bezwolnej, porażonej cierpieniem, zmierzającej do apokaliptycznego końca.

Obok złożonych struktur, w których najważniejszą rolę odgrywa poskładany z abstrakcyjnych detali ludzki tłum, pojawiają się w sztuce Steca także kompozycje jednoprzedmiotowe, mocne lub wyciszone: zdefektowane głowy ludzkie, subtelne świetlne postacie wyłaniające się jak oczyszczająca mgła z mrocznego tła, świetliste tkanki martwej/żywej natury. Zniszczenie, okaleczenie człowieka i świata zawsze bowiem kontrapunktowane jest światłem. Jakby światło było najważniejszym bohaterem, znakiem semantycznym odsyłającym do Źródła, subtelną aluzją mistyczną, która nadaje tym obrazom drugi wymiar, tak zaprzepaszczony we współczesnej sztuce.
Motywy i obrazy pojawiające się w malarstwie Steca mają źródła duchowe, archetypalne. Potężne drzewa, wirujące w błękitach obłoków (Drzewo I), czy płonące w złocisto-pomarańczowych gamach (Ciągła jesień), pod którymi krąg ludzi oddaje się szalonemu tańcu, przypominają kosmiczne drzewa życia, symbole odwiecznego umierania i odradzania się, punkty centralne świata i jego podpora. Wznoszące się ku niebu z morza ludzkich figur drabiny są splątane jak snop żyta, jakby setki dróg do nieba splatało się ze sobą i krzyżowało, uniemożliwiając wędrówkę. Bo  niebo u góry jest ciemne, światło rozbłyskuje złotawą łuną tylko nad horyzontem (Drabiny II).

C. G. Jung pisał, że wielka sztuka musi być wizyjna, ożywiać archetypy, unaoczniać symbole. Stec maluje lęki i traumy ludzkości. Na jego obrazach rozsypują się wieże, z morza płonącej czerwieni wyrastają błękitne „namioty innego Boga”, ludzkie kikuty uwięzione są w sieciach i klatkach (W sieci, Czerwona Dama), barwne eksplozje rozrywają człowieka (Caryca), deformują jego twarz (Nie widzę, Nie mówię, Nie słyszę) i przestrzeń człowieczego teatru (Ryzykant, Kulisy, Śmierć klauna, Marionetki). Fantastyczne czarne pejzaże przerażają i pociągają niepojącym urokiem (Miejsce, Obecność, Narada), kulminacją negatywnych emocji (Wyspa Patmos), zaskakującą kompozycją (Melancholia, Na spacer), lub subtelnością pajęczych, świetlistych znaków (Materia ciszy, Modlitwa, cykl Efemeryd, Eurydyki). Świat osacza melancholia, atakująca przestrzenie światła. Ale nawet przejmująca figura sedens przegrywa z jajem światła (Ab ovo). Podobnie jak mroczna czerń niezwykłego, lirycznego Koncertu, jaki grają ku sobie dwie maleńkie postacie umieszczone na przeciwległych krańcach obrazu, które łączy tylko łuna światła (muzyka to miłości? tęsknoty? niespełnienia?).

Obrazy Steca zawsze odnoszą się do spraw ważnych, fundamentalnych. Nie pociąga go malarstwo abstrakcyjne, ale także literackie. Metaforyka jego płócien jest niejednoznaczna, tajemnicza, w jakimś sensie epifanijna. Obraz jest jak zasłona Mai, ma zasugerować to, co jest za zasłoną. Niedookreślenie wywołuje niepokój odbiorcy. Także portretowe głowy ludzkie nie odtwarzają zgrabnych masek, jakie na co dzień przylegają do naszych twarzy, ale obnażają prawdę człowieczego wnętrza, często przerażającą.
Malarstwo Steca jest fascynujące właśnie dlatego, że szuka środków wyrazu pośrednich między abstrakcją i figuracją, że z malarskiego przypadku (albo raczej: pozaświadomej konieczności!) tworzy intrygujące przekazy semiotyczne.
Artysta jednej ze swych wystaw nadał tytuł „Akwedukty snów”. To piękna i trafna nazwa. Stec swym malarstwem dociera do źródła i treści uniwersalne, jakie tam znajduje, próbuje metaforycznym akweduktem przetransportować w materię obrazu. Zauważmy, że starożytne rurociągi wymagały wielkich umiejętności inżynieryjnych. Także Stec jest mistrzem warsztatu.
Grzegorz Stec stworzył własne metody pracy nad obrazem. Pracuje w sposób spontaniczny, pozwalając kapiącym farbom samowolnie tworzyć trajektorie dla wyobraźni i intuicji. Obraz rodzi się z impulsu, sygnału podświadomości, i to on prowadzi rękę i oko Artysty, i sam z siebie się STAJE. Gwałtowny ruch pędzla, mocna linia, z której spływa farba, tworząc fraktalną strukturę, rozgałęziające się  macki i korzenie, nieokiełznane spirale. Obraz rozkwita w ciągu kilku gorących sesji, gdy jest jeszcze mokry, gdy pociągnięciem pędzla można prowadzić go w różnych kierunkach. Powstaje w dramatycznym starciu Artysty z materią, rodzi się z pokładów emocji, eksplodujących na płótnie. Dzieło tworzy wewnętrzna energia, która przepływa przez medium ręki i pędzla, a której  źródło jest ukryte nawet przed samym Artystą.

Obraz jest improwizacją, grą na instrumencie wyobraźni i furii spływającej po płótnie farby. Jest zuchwałym dramatem rozgrywanym miedzy anarchią samo tworzących się form, a wyobraźnią i intuicją artysty. Efekt końcowy musi być dla niego samego zaskoczeniem i olśnieniem. I jeśli zadziwi Artystę, to barwny teatr nieświadomości zatrzymany zostaje w jednym znaczącym kadrze i poddawany jest chłodnemu, precyzyjnemu domykaniu. Następuje drobiazgowe nizanie kształtów, które wychyliły się z porywów pierwszych sesji: wydrapywanie, wycieranie, wypłukiwanie; odejmowanie i dodawanie. Powstawanie obrazu rozgrywa się pomiędzy nadmiarem i brakiem, tęsknotą do formy doskonałej, a rozpaczą z powodu utraty spontaniczności, pomiędzy żywiołowymi strużkami farby, a dążeniem Artysty do wyrazistych i oryginalnych kompozycyjnych ram.
Niezliczone godziny, a czasem tygodnie poświęca Stec na doprecyzowanie szczegółów. Obraz ma bowiem działać na widza z różnych perspektyw: niepokoić, olśniewać, albo przerażać z pierwszego rzutu okiem, a zachwycać precyzją detalu przy wnikliwym analizowaniu jego materii.
Grzegorz Stec jest maksymalistą: tworzy obrazy, które prowokują intelektualnie, poruszają emocjonalnie, dają estetyczna satysfakcję i wibrują Tajemnicą. To sztuka artystycznego ryzyka - Artysta spala się w każdym swym dziele. Ale zarazem jest to sztuka odpowiedzialna, zarówno w tym, co próbuje zakomunikować, jak i w formie przekazu. […]

Akwedukty intrygujących metafor. O malarstwie Grzegorza Steca, „Kraków” „Kraków” 2010 nr 4.

Odwiedza nas 4 gości

© 2019 Grzegorz Stec